cisza

Na razie cisza. Nic, żadnego kontaktu.
Niestety nie wierzę, żeby to się utrzymało 😦 W zasadzie stale jestem w stanie wyczekiwania, co się za chwilę wydarzy: każdy telefon, każdy dzwonek do drzwi przywodzi mi na myśl, że to może być ona.

Oglądałam wczoraj film „Pokłosie”. Dobrze ilustruje sytuację, że żyje się obok demonów przeszłości, z gnijącym trupem w szafie. Udajemy, że życie toczy się normalnie, że jesteśmy zwykłymi ludźmi: pracujemy, robimy zakupy, głaszczemy dzieci po głowach. Ale tak nie jest – co się zdarzyło w przeszłości, to się zdarzyło, tego się nie da odwrócić.
Mogę sobie być uśmiechnięta, elegancka i wykształcona. Ale prawda pozostanie prawdą. Ta zgnilizna, która była u zarania mojego istnienia, a nawet wcześniej, nadal wydaje smród, który ja czuję, a ta zgnilizna, która nadal postępuje – do tego się dokłada.
I tego się nie da naprawić. Nie da się naprawić moich stosunków z moją matką. Nie da się również ich unicestwić, nie mogę się od niej całkowicie odciąć. Bo choćbym nie utrzymywała z nią żadnych kontaktów, choćbym nawet odcięła się emocjonalnie od tego, co ona robiła, robi i będzie robić, choćby mnie to nie dotykało, to ona na zawsze pozostanie częścią mojej historii, mojego życia. Jeśli kiedyś będę miała dzieci i one zapytają mnie kim była moja matka, to będę im chciała opowiedzieć prawdę. A to nie jest miła historia, którą można się pochwalić.
Czuję się tym obciążona. Chciałabym się kiedyś od tego uwolnić, poczuć się wyłącznie sobą, bez związku z osobami, od których się wywodzę.
A równocześnie zazdroszczę wszystkim tym, którzy mają „porządne” rodziny.
Z jednej strony uważam, że człowiek jest wart tyle, ile sam sobą reprezentuje, że posiadanie szlachetnych przodków nie podnosi tej wartości, w żaden sposób nas nie definiuje. Z drugiej strony jednak żałuję, że ich nie mam. Nie opowiadam o przeszłości mojej rodziny, bo ja nie mam rodziny, a ci ludzi różni w przeszłości i w teraźniejszości, z którymi nie czuję się w żaden sposób związana, to nie są osoby, o których można byłoby wiele dobrego opowiedzieć. A co, mam opowiadać nieprawdę, udawać, ze było inaczej, niż było? Nie będę tego robić. Więc milczę.

19 Komentarzy

  1. Ja nie wiem, kiedyś chyba zazdrościłem ludziom, z „normalnymi rodzinami”, teraz już jakoś nie. Nawet nie wiem dlaczego. Może dlatego, że mam swoją rodzinę, mnie i wewnętrzne dziecko 😉 a może dlatego, że obracam się wśród ludzi, którzy też różnie mają, to znaczy, są daleko od rodzin. Tu jakaś Japonka, Chinka, Rosjanka, ktoś z Filipin i Włoch, który ma dosyć rodzinnych imprez, bo tam zawsze 40 osób i straszne zamieszanie.
    Kiedyś miałem dziewczynę, która strasznie nie lubiła, jak źle mówiłem o sobie. Doszedłem do wniosku, że ona ma rację. Dlatego, i nie tylko dlatego, uważam, że jak człowiek sobie coś wmawia, to mózg to kiedyś weźmie do siebie.
    Stwierdzenia w stylu ” Ta zgnilizna, która była u zarania mojego istnienia” uważam za dobre, jak się człowiek chce zadołować. Nie mówię, że nie można się wynarzekać, to też jest zdrowe, ale wolę unikać wmawiania sobie czegoś, co mnie może obciążać.
    Kiedyś wstydziłem się swojego dzieciństwa, teraz nie, bo nie była to moja wina. I nie przypuszczam też, że ktokolwiek, gdy Cię wącha, czuje jakąś zgniliznę 😉
    Wiem, nie o to Ci chodzi, ale po co sobie dodatkowo podstawiać nogę, jak nie trzeba.
    Ja stwierdzam, że mam popieprzone dzieciństwo i sporo wyuczonych schematów (czy jak to zwał) z tamtego okresu. Z czymś taki łatwiej się chyba obchodzić 😉
    Wiem, czepiam się słów, ale 1. patrz, co moja była mówiła, 2. zauważyłem, że dużo ludzi, którym jest źle, używa też tego typu sformułowań, wobec samych siebie.
    Nie wiem, może takie określenia są neutralne, ale, mózg czasami nie odróżnia rzeczywistości od rzeczy urojonych, o tym chyba wiesz. Więc po co mu jeszcze mieszać 😉
    Nie chcę tu występować jako ktoś, kto poucza, ale myślę, że zrobiłem się wrażliwy na pewne rzeczy.
    Pozdrawiam i słońca życzę 🙂

    • Prawda!
      Słowa stają się rzeczywistością. Jakimi się widzimy, takimi się stajemy.
      Postanowiłam myśleć o sobie wyłącznie dobrze. Taki plan! 🙂
      Dzisiaj ślicznie świeci zimowe słońce, byłam na długim spacerze z psem i moim sąsiadem, który jest mądry i sympatyczny, wypiłam kawę i zjadłam jabłecznik, ktory dostałam w podarunku od innej sąsiadki. W radiu gra tango z „Zapachu kobiety”. Życie jest piękne, a ja mam plan cieszyć się nim i nie zajmować moimi szanownymi rodzicami. Niech się zajmą sami sobą. Houk!

    • deli

      Yellowish – jak Ty to zrobiles?;-) Daj mi prosze recepte taka blyskawiczna najlepiej (tak, wiem,wiem – mowia ze nie ma drogi na skroty), ale wydaje mi sie ze ja chce byc dokladnie w tym miejscu w ktorym Ty jestes teraz (sorry Lilka za maly offtopic). Ja z kolei mam wrazenie, ze jak sobie przyczepie znaczek na czole ‚mam toksycznych rodzicow’ to zalatwie sprawe – tzn. czuje sie niemal w obowiazku inofrmowac o tym wszystkich napotkanych ludzi (no moze z wyjatkiem bardzo formalnych sytuacji) tak jakby uprzedzajac ich ‚atak’ – ze sami sie doszukaja i dowiedza;/ Czy to moze oznaczac, ze ja sie wstydze i ze sama do konca nie zaakceptowalam takiej sytuacji ?;/ Mam niestety takie podejrzenia.
      Z innych rzeczy, probowalam z tym wewnetrznym dzieckiem i na mnie to po prostu nie dziala, nic a nic – a cala idea (choc racjonalnie sluszna) to na poziomie emocjonalnym mnie jedynie smieszy. Macie jakies pomysly zastepcze?
      No i jeszcze mam taka dziwna emocje (a moze normalna?) ze obecnie to mnie moi rodzice nie ruszaja tak bardzo choc dalej w taki sam sposob mnie molestuja, nic absolutnie nic sie nie zmienilo w ich zachowaniu od kiedy skonczylam 10 lat, ja ze swojej strony ograniczylam kontakty itd. (zachowuje taki balans wygody dla siebie samej), nie chodzi o to, ze ja licze ze oni sie zmienia – bo to by wszystko podwazalo, ja sie zmienilam i to mi wystarczy – aczkolwiek oni powoduja zalosne sceny (duzo emocjonalnie to mnie nie kosztuje) ale bywa niewygodne – bo cokolwiek by nie mowic o stronie emocjonalnej to wrzeszczacy rodzic na chodniku na dorosla osobe -jest sytuacja zalosna i troche niewygodna (zadne nie krzycz na mnie nie pomaga, wiec jedyne co robie to odchodze i ignoruje i takie tam), ale zmierzam do tego ze emocjonalnie sobie z tym radze (z biezaca sytuacja) np. nie pojawiam sie z nimi nigdy w sytuacjach dla mnie istotnych itd. – ale ja zawiesliam sie na tym jak mam posprzatac balagan ktory mi wyrzadzili w przeszlosci, biorac pod uwage ze sytuacja z ich strony ciagle trwa (albo mnie kochaja albo nienawidza – od lat zylam w takim szantazu emocjonalnym, slowa po mnie w sumie splywaja bo sie wewnetrznie oddzielilam) ale inne sytuacje trwaja i niestety przypominaja mi o przeszlosci – zamotalam sie? buu;/

      • W stylu błyskawicznej chińskiej zupki 😉
        To z tym dzieckiem, to polega na tym, że kupiłem sobie misia, i rozmawiam z nim,
        tak, jakbym to był ja 😉
        Nie, żartuję 😉
        Myślę, że u mnie było trochę inaczej, bo ja po prostu w moim dzieciństwie miałem wiele konkretnych przeżyć i też po prostu siedziałem w moim pokoju, po prostu bojąc się pewnie cały czas. Dlatego wracam ostrożnie od paru, czy wielu, wybranych momentów, czy sytuacji. Staram się poczuć te emocje, które wtedy czułem. Niezależnie od tego, że one same, często w ukrytej formie u mnie wyskakują. Codziennie prawie czuję lęk, czyli nieokreślony niepokój, który ma różne objawy. Poprzez to, że nauczyłem się wracać do przeszłości, czego latami nigdy nie robiłem, zaczęły mi się też przypominać lęki z tamtych czasów.
        To trwa już latami u mnie i im dłużej się tym zajmuję, tym mi chyba łatwiej, zarówno pewne rzeczy zauważyć, jak i może opanować. Kiedyś, to po prostu się wściekałem. Teraz łatwiej mi wykryć moment, gdy prawdziwe uczucie przychodzi, najczęściej lęk, albo złość, gdy coś mi się z przeszłością kojarzy.
        To według teorii, że często gubi się połączenie wydarzenia traumatycznego z emocjami z nim związanymi. Dlatego mózg, hippokampus i amygdala, reagują na wiewłaściwe impulsy, bo „nie pamiętają dokładnie” wydarzenie, ale wiedzą, że jak słyszy się samochód, to trzeba się przygotować na najgorsze, bo zaraz będzie wypadek. To u ludzi z traumą powypadkową. Podobnie pewnie, jak na kogoś wrzeszczano za dziecka, w sposób zagrażający zdrowiu, czy życiu, to taki pewnie będzie mało obojętnie reagował, jak ktoś w jego otoczeniu głos podnosi.
        Tyle na temat teorii, którą może w dodatku niepoprawnie opisałem, w skrócie 😉
        Ogólnie, to staram się wracać do dzieciństwa, do tamtych wydarzeń, i też mówić to sobie, że to przeszłość. Niech się wreszcie mózg nauczy i wykuma, że to przeszłość 😉
        Kiedyś wstydziłem się mojego dzieciństwa, jak pisałem. Teraz jest ono po prostu moje. Nie mogę się wstydzić za to, że miałem popieprzonych rodziców, bo ich sobie nie wybierałem.
        Myślę, że każde z nas jest dzielne, że w miarę normalnie przetrwaliśmy ten okres, nie stając się alkoholikami, nie popełniając samobójstwa, albo nie potrzebując codziennie dawki w żyłę. Ogólnie to wiadomo, istnieje tendencja do samooskarżania, „bo rodzice mnie na pewno kochali, to tylko ja byłem/byłam jakaś taka”. To jest jeszcze wzmacniane przez społeczeństwo, które każe rodzicom „wybaczyć”, bo jak moja ciotka mówiła „mój ojciec już się nie zmieni” 😉 Polecam Alice Miller 😉
        Na początku to też było śmieszne dla mnie i w sumie, głupie. Bo jak mam się miło do siebie samego, tego z dzieciństwa zwracać. Piszę sobie też o tym, co było.
        Z drugiej strony zauważyłem, że mnie to długoterminowo pomaga. Gdy przychodzą do mnie te „dziwne” uczucia, to łatwiej mi się z nimi obchodzić, znaleźć ich prawdziwe źródło.
        To „wewnętrzne dziecko”, to dla mnie w sumie tylko nazwa na kontakt z samym sobą, z własnymi emocjami. Też tymi z przeszłości.
        Nie wiem, czy coś wytłumaczyłem, czy na coś odpowiedziałem, czy po prostu namieszałem 😉 Pewnie z każdego po trochu 😉
        Pozdrawiam 🙂

        • Miś nie jest zły, jeśli miałby być skuteczny! Uważam, ze mozliwie wszystko co jest skuteczne warto wykorzystac, o ile tylko nie prowadzi to do krzywdy innej istoty.

          Taka mam obserwacje, ze sporo ludzi jest dla siebie samych dosc okrutnych: w sądach, w ustawicznym podnoszeniu poprzeczki, w pomniejszaniu swoich osiągnięć. Ostatnio zwróciłam na to uwagę, gdy słuchałam rozmów koleżanek, które uważam za swoje autorytety zawodowe: wszystkie są zdania, że merytorycznie są kiepskie, a naturalnie jest dokładnie przeciwnie. Acha, jeszcze wszystkie twierdzą, że są brzydkie i licytują się, która brzydsza i bardziej niezdarna. Nie do wiary.
          Ja przy nich wypadłam jak narcyz 😉

          W końcu dochodzę do przekonania, ze zamiast mowic do siebie glosem swoich surowych i wiecznie karcących rodzicow, nalezy mowic do siebie glosem swoim. Tak, jak chcielibysmy, zeby do nas mowiono. Ja na przyklad nigdy nie mowie niczego niemilego do mojej suczki, zawsze ja glaszcze, tule, spiewam jej i zagaduje milym glosem. Ona wzdycha, merda ogonkiem i wywraca sie na grzbiet, zeby ja piescic. Wiec dlaczego nie byc taki, dobrym dla siebie? Moj pies jakos od tego sie nie rozbestwil, nie zaczela byc nieposluszna, nie wchodzi na lozko, nie zaczela nagle naduzywac przywilejow. To dlaczego my pod wplywem lagodnego traktowania (przez samych siebie) mielibysmy zmienic sie na niekorzysc: rozleniwic sie, przestac sie starac dobrze wypelniac swoje zadania? Wydaje mi sie, ze to moze nas tylko zmobilizowac, pozytywnie zmobilizowac.
          Ja obecnie pracuje nad tym, zeby nie utrzymywac sie w przekonaniu, ze wszystko, co dobre musi byc okupione cierpieniem. To znaczy, ze dostatek nie musi wiazac sie z praca ponad sily, ze chwila poczucia bezpieczenstwa nie musi byc oplacona okresem zagrozenia. Po prostu ucze sie wierzyc, ze moje zycie moze sie ukladac pomyslnie nie tylko zrywami, ale w ogole. Innymi slowy, ze zycie nie musi byc ciezkie, jak orka na ugorze, ze nie musze dzwigac na swoich barkach calego ciezaru, bo to wcale nie jest konieczne: jest szereg osob, ktore z radoscia wezma czesc na siebie. Mnie bedzie lepiej, im bedzie lepiej.

          Do Deli: mysle, ze w duzej mierze roznica pomiedzy sytuacja Twoja a yellowisha polega na tym, ze yellowish nie utrzymuje kontaktu ze swoim ojcem, a Ty – z tego, co piszesz – masz kontakt ze swoimi rodzicami, przynajmniej sporadycznie. Pozostaje jeszcze tylko pytanie czy Ty rzeczywiscie nie czujesz emocji wzgledem tego, co mowia czy jak postepuja rodzice, czy tez odcielas sie od tych emocji, to znaczy nie uzmyslawiasz sobie, ze je przezywasz, a one kumuluja sie gdzie indziej i manifestuja sie w inny sposob. Umysl czasami potrafi takie psikusy robic.

          • deli

            Rzeczywiscie – mozesz miec racje, moze tak byc w moim przypadku. Na poziomie swiadomym odcielam sie od emocji – natomiast mam problem jak posprzatac ten balagan skoro on ciagle trwa (bez wzgledu na moja reakcje, nie moge ignorowac faktu ze pewne sytuacje, poza moja kontrola, ciagle maja jeszcze miejsce) – i fakt wystepowania tych sytuacji nie denerwuje mnie bezposrednio ale nie pozwala mi sie uporac z przeszloscia (skoro przeszlosc w ilosciach sladowych ale jednak jest obecna w mojej terazniejszosci).
            Myslalam, ze Yellowish utrzymuje kontakt z ojcem, bo gdzies cos takiego wspomnial albo ja zle to zrozumialam.
            A i jeszcze jedna rzecz gdy czytam Twoje opisy emocji (bardzo duzo mam podobnych) oraz np. Yellowisha to rzuca mi sie w oczy, ze Wy mowiecie o negatywnych emocjach ogolnie (jest tam i zlosc, ale tez bardzo duzo strachu, leku, poczucia krzywdy czyli ogolnie cierpienia) – ja z kolei nie mam takich uczcuc ja mam tylko zlosc z pogranicza agresji. Nie wiem moze to dlatego ze ja nie bylam w dziecinstwie zastraszana (tzn. tez ale w mniejszym stopniu) ale przede wszystkim sluzylam agresywnym wyladowaniom mojego ojca (werbalnym) – bylam bezlitosnie ponizana a potem (klasyka) zeby udobruchac rodzine musialam przepraszac za wszystko (pomimo ze nie bylo w tym zadnej mojej winy), brac odpowiedzialnosc itd. – i jak juz przepraszalam (najczesciej za to ze jako 10-latka zostalam zwyzywana) to wracal ‚lad rodzinny’, napiecie schodzilo i bylo wszystko cacy – a we mnie latami kumulowala sie niewypowiedziana zlosc i agresja. Zastanawiam sie czy dlatego w doroslym zyciu najsilniej odczuwam wlasnie to – w duuuuzo mniejszym stopniu: zal czy rodzaj innego cierpienia.Nie wiem czy to ma takie proste przelozenie, ze jak ktos byl zastraszany to glownie strach odczuwa w dosroslym zyciu itp.No nic jak macie ochote sie wypowiedziec w tym temacie to czekam.

            • To też znam, że trzeba było przepraszać sprawcę, nawet, jak samemu było się ofiarą. Z tego co wiem (czytałem), to reakcje mogą być różne, jak było się ofiarą agresji, to albo też człowiek wyżywa się na dzieciach, czy otoczeniu, albo odwrotnie, stara się im zapewnić to, czego nie miał, czyli dać na przykład uczucie ciepła.
              Pytanie tylko, z czym Ty masz problemy?
              Ja wracam do przeszłości, bo mam problemy z lękami, nieadekwatnymi reakcjami, jak nalotami złości, gdy ktoś mi każe coś zrobić, albo po prostu mówi, żebym coś zrobił 😉
              Od razu budzi to we mnie jakąś silną reakcję obronną.
              Agresja jest często reakcją na lęk. Bo wiadomo, gdy jest się atakowanym, to można uciekać, udawać martwego, albo walczyć. Złościsz się na Twoich rodziców, pytanie tylko, czy adekwatnie do danej sytuacji, czy może wychodzi z Ciebie reakcja obronna, silniejsza od w danym momencie wymaganej.
              Jak ktoś był bity i zastraszany, to może też reagować agresją, wtedy ma też lepsze uczucie kontroli, albo tak mu się wydaje. Patrz wywiady z „The Iceman” (Richard Kuklinski), czyli zawodowym mordercą, który był bity za dziecka, ale odkrył, że jak on kogoś bije (czy zabije), to jest mu lepiej. Wiadomo, miał w danym momencie więcej kontroli. Choć to oczywiście, przypadek ekstremalny 😉

            • Mnie sie wydaje, ze nie ma prostego przelozenia: lęku z dzieciństwa na lęk aktualny. Często gniew przykrywa strach albo smutek bądź inną emocję. Moze nie pozwalasz sobie na przezycie jakiejs emocji, ktora w glebi duszy uwazasz za naganna, a w to miejsce wszczepiasz inna, taka, ktora jest bardziej „dozwolona”.
              Przykladowo, stereotypowo chlopcom nie pozwala sie odczuwac smutku albo żalu. Natomiast przyzwala się na agresję, bo to ma rzekomo świadczyć o męskości. I chłopiec, gdy płacze w dzieciństwie to slyszy: „nie bądź beksa”, „nie maż się”, „nie bądź baba”. A jesli bije siostre albo kolege, to sie w szystko zrzuca na karb silnego charakteru. Koduje mu sie w glowie, ze jesli czuje smutek, to jest dowod jego slabosci, ale jesli roznosi go gniew, to spoleczenstwo jakos to przelknie i nie odbierze mu z tego powodu wartosci.

              Napisalas, ze smieszy Cie rozmawianie ze swoim wewnetrznym dzieckiem, pocieszanie go. Moze w dziecinstwie ktos obsmiewal placzace dzieci, dzieci bezradne, a chwalil dzieci samodzielne, twarde, nieskarzace sie? Byc moze zakodowalo Ci sie, ze nie mozna sie nad soba roztkliwiac?
              Ja to teraz wymyslam, to jest tylko przyklad, moge sie calkowicie mylic. Chodzi o to, zebys Ty poszperala w sobie, w tym, co odczuwasz, a co wydaje ci sie, ze odczuwasz.
              Moze sie okazac, ze w glebi serca czujesz sie na przyklad rozżalona, a gniew tylko na tym „leży”.
              Ja jestem zwolenniczką przeżycia okresu „żałoby” po sobie samej/samym, po bezpowrotnej utracie snu o dobrym, szczesliwym dziecinstwie. Ale nie wszyscy uwazaja, ze to jest potrzebne. Mnie takie oplakanie bardzo pomoglo. To bylo tak, jakbym odprawila pogrzeb, odprawila rytual. Mysle o tym w ten sposob, ze jesli w szafie jest trup, to trzeba go pochowac, nie mozna go tam zostawic.

              Inna sprawa to przyczyna, dla ktorej mimo wszystko utrzymujesz relacje z rodzicami. Co Toba powoduje. Nie, zebym sugerowala, ze masz to zmieniac, ale zastanow sie jaka Twoja potrzebe to zaspokaja albo co Toba kieruje.
              Ja tak mialam z jezdzeniem do domu w gorach. Mordowalam sie okropnie, ale jezdzilam tam rok temu, sama, bo uwazalam to za swoj obowiazek. Nadal dzwigalam odpowiedzialnosc za ten dom. W koncu doszlam do przekonania, ze dosyc mam tego, ze ten dom do niczego mi nie sluzy, a jest tylko udreka. Odeslalam klucze matce i teraz nie mam domu. Ani domu, ani klopotu.
              Ale dlugo czasu uplynelo, zanim to zrobilam, bo mialam wewnetrzny przymus.

          • Ja ostatnio mam kontakt z ojcem może raz do roku, albo rzadziej. Tyle, że mam lepszy kontakt z jego żoną, bo ożenił się po raz drugi. Co nie zmienia częstotliwości kontaktu 😉 Poza tym, to po prostu unikam, co nie jest trudne, bo odległość ok 1500 km, bo doszedłem do wniosku, że mi nic nie daje.

            • deli

              Yellowish – to mnie pocieszyles z tym przykladem;-) U mnie moze chodzic rzeczywiscie o poczucie kontroli – z tym, ze to na poziomie emocjonalnym a nie fizycznym. Nigdy nawet przyparta do muru u szczytu swojej odpornowsci i wytrzymania nie znizylam sie nawet do drobnej przemocy, nigdy niekogo nie szarpnelam ani nic z tego. Z ta kontrola to mysle, ze przejelam to od ojca tyrana – w dwojaki spospob: a) przez nauke – wieloletnia obserwacje ‚rozwiazywania’ sytuacji b) zobaczylam ze agresja daje natychmiastowa ulge;/
              Nie mam tak jak Ty jesli chodzi o zlosc na np. wykonywanie czyichs prosb czy polecen, zastanawiam sie tez przy tej okazji czy ojciec-tyran i jego ‚wychowanie’ moze miec inny wplyw na corke (jak u mnie) a inny na syna (jak u Ciebie), po prostu na inne obszay moze nam „sie potem rzucac’ – mowiac kolokwialnie.
              Co do leku – to grzebalam w sobie i bylo na odwrot, wydawalo mi sie ze czuje zal, lek, cierpienie – az odkrylam ze te emocje przykrywaja wlasnie zlosc i agresje tlumiona przez lata – ja wlasnie nie oge sie doszukac tego leku (czsaem tylko w glowie mi sie zapalaja stare patterny jak sobie z czyms radzic, ale wtedy wiem ze to wyuoczona rola a teraz juz tak nie musz – czyli sytuacja ‚idz i przepros ojca’ – moja odpowiedz obecnie jest taka – spotrafie sie rozesmiac w twarz i pwoeidziec no chyba ci sie cos pomylilo, jedyna osoba ktora ma za co przepraszac jest on sam – to powoduje kolejna fale napiecia, zlosci rodzicow – ale na mnie to nie dziala i mysle ze oni to widza, kiedys dzialalo bo jako dziecko zwyczjanie balam sie kary i konsekwencje za ‚zle zachwoanie’ = brak przeprosin).
              Ja duza czesc swoich emocji poskladalam – ale agresja mi zostala, bo byla latami tlumiona i nie umiem z abardzo jej z siebie wydalic, w nieszkodliwy sposob – a bardzo chce, bo inaczej jak stan zapalny naroni mi szkod wewnatrz.
              Lilka poruszyla bardzo wazna kwestie – kontaktu z rodzicami (Lilka zaznaczam od razu, ze ja nie krytykuje Twojego wyboru, podziwiam Cie i wspieram ale sama bym tak nie wybrala). Mam tutaj na mysli Twoje zmagania z upelnym odcieciem kontaktow z matka, jak widze ile nerwow i emocji Cie to kosztuje;/
              Jak juz wspomnialam ja jestem osoba ktora bardzo lubi miec kontrole nad wlasnym zyciem (nieobsessyjnie, to juz przerabialam ale lubie) stad juz tylko chwila moment do kalkulacji – mi sie zerwanie kontaktow emocjonalnie nie oplaca, tak mi wychodzi.
              Ja do mojej sytuacji z rodzicami mam taki stosunek jak do jakiegos wirusa w komputerze, ktory cos mieli w tle i co od czasu do czasu spowalnia nasza prace biezaca i bywa irytujace i stram sie nie otwierac programow najbardziej na to narazonych, natomiast nie specjalnie interesuje mnie czasochlonna reinstalacja calego systemu. Po prostu siegnelam do zrodel, bo odkrylam ktoregos dnia ze wbrew pozorom mam nardzo niska samoocene i bylam takl zszokowana i zbulwersowana tym odkryciem ze pogrzebalam dalej – i tak natknelam sie na glowny problem.
              Ja skupiam sie na niwelowaniu skutkow tego w moim codziennym zyciu, a nie na nich samych tak bardzo – poniewaz tutaj jeste jeszcze inna pulapka – rodzice sie starzeja i moim zdaniem nawet w zdrowych rodzinach ta relacja powinna byc zsuwana na margines robiac meisjec innym (np. wlasnej rodzinie), zycie doroslego czlowieka nie moze sie krecic wokol jego rodzicow (co innego zycie dziecka!), mam tutaj wsparcie od moich brytyjskich znajomych (nie mieszkam w UK) ale znam sporo u ktorych w wiekszosci to naturalna sprawa – wychodzisz z domu i zyjesz swoim zyciem, z rodzicami masz kontakt sporadyczny + na swieta jesli chcesz, ale nie taki non-stop, nie sa oni osia przezywania Twojego codziennego zycia (oczywiscie ludzie sa rozni itd. – ale taka roznica rzucila mi sie w oczy w porownaniu do PL). Wracajac do mojej kalkulacji nie chce mi sie poswiecac nastepnych dobrych kilku lat z mojego biezacego zycia na rozwiklanie kwestii trudnego dziecinntswa bo szkoda mi na to i czsau i energii, bo ominie mnie cos z biezacego jak bede poswiecac czas i energie przeszlosci. Mam tyle rzeczy emocjonalnie na glowie niezwiazanych z rodzicami ze dla mnie ten caly konflikt schodzi na dalszy plan, ale przyznaje ze istnieje.
              Zgadzam sie Lila, ze nie ma co trzymac trupa w szafie – tyle ze ja to raczej z tych co go wyciagaja i do smieci, a nie refleksje na temat dlaczego w tej szafie sie znalazl.
              Sprawe wewnetrznego dziecka tez wiedze inaczej – nikt mnie nie karcil i ja racjonalnie rozumiem to, ale po prostu nie umiem (probowalam) i chyba juz nie czuje potrzeby. Ja pamietam tamte emocje, zdarzenie, wlasne reakcje – tyle ze nie staram sie wycigac wnioski, godzinami sobie analizowalam – ale nie rozumiem jak mialabym to przezywac jeszcze raz – nie ejstem juz dzieckiem i sytuacje ktore wtedy mnie przerazaly (np. kara od ojca) dzis z perspektywy doroslej kobiety mnie smiesza – nie smieszy mnie fakt ze wtedy sie balam bo to pamietam i to bylo smutne, ale jako dosrosla osoba nie umiem przezyc tej emocji – bo ta samo sytuacja (czy jej wspomnienie) nie wywoluje juz u mnie tej samej emocji. Tak samo jak nie mozna drugie raz przezyc motylkow brzuchu zwiazanych z pierwszym pocalunkiem – mozna sobie przypomniec jak sie czlowiek wtedy czul, ale dorosla osoba ktora np. ma dziecko – nie bedzie sie eskcytowala tamtymi emocjami w taki sam sposob bo ma szerszy wybor emocji i to jest naturalne, w to wierze.
              Wracajac do odpowiedzi na pytanie co mi daje kontakt z rodzicami – wygode, w duzo mniejszym stopniu choc troche i tak organizacyjna ale przede wszystkim emocjonalna – pozwala mi dobrze o sobie myslec, unikac klopotliwych sytuacji, i swiety sposokoj. To co jak ojciec ktory nie dba o sowje porzucone dziecko ale dla swietego spokoju placi alimenty.
              I tutaj wroce do naszej „bohaterki’ blogowej – juz chyba to kiedys mowilam (powtarzam ze rozumiem i szanuje Twoja decyzje) ale ja pewnie bedac na Twim miejscu dalej bym robila te przelewy matce – o ile nie jest to dla Ciebie zbyt duzy wysilek finansowy (bo tak zakladam) – i traktowala to jako podatek od swietego spokoju. Ja bym sobie skalkulowala co daje mi wieksza koszyc emocjonalna – bo na razie widze to tak: z jedenej strony placisz i masz sw. spokoj (nie masz wyrzutow suemienia itd.), nie placisz i musisz przejsc przez te wszystkie szamotaniny.
              Ja mam kontakt z rodzicami kilka razy w roku – grzecznosciowy ( o ile oni sa grzeczni, do awantur nie dopuszczam).

            • Deli,

              Byc moze Ty juz doszlas do miejsca, w ktorym masz wszystko emocjonalnie przerobione. Faktycznie, nie ma powodu, dla ktorego nalezaloby sie taplac we wspomnieniach i w emocjach z zamierzchlej przeszlosci, jesli niczego to nie wnosi. Moze po prostu w Twoim przypadku lepiej jest pogodzic sie z faktem, ze przeszlosc byla, jaka byla, nie wygumujesz tego przeciez gumka myszka. Nie ma sie co przejmowac tylko moze warto zaakceptowac, ze takiego „wirusa w tle” masz.

              Dla mnie utrzymanie powierzchownych kontaktow z matka nie jest rozwiazaniem i ja tego nie chce. Ja po prostu w ogole nie chce jej w moim zyciu. Juz kiedys napisalam tutaj, ze moja matka nie potrafi utrzymywac kurtuazyjnych relacji jak normalni ludzie. Uwazam, ze ona jest psychicznie chora. Siedzac z nia przy stole musisz byc przygotowana na wybuch w kazdej chwili, na wrzaski, na manifestacyjne ziewanie, przeciaganie sie, zeby pokazac rozmowcy ajak bardzo go lekcewazy. Nie zycze sobie znalezc w takiej sytuacji ani jako adresatka takich zachowan, ani nawet jako swiadek. Znosilam to latami i mam dosc. Juz nigdy wiecej.
              Ja mam wiecej korzysci emocjonalnych z tego, ze pieniedzy matce nie zaplacilam. Moze blog robi wrazenie odwrotne, dlatego, ze jest jak lejek: ja tutaj tylko pisze, kiedy mi ciezko. Ale zwroc uwage, jak rzadko teraz robie tu wpisy. Rok czy poltora roku temu pisalam codziennie, bardzo dlugie posty. Teraz juz tego nie potrzebuje. Zostawilam to za soba.
              Jasne, dopada mnie od czasu do czasu poczucie winy, ale dosc szybko sobie z tym radze. Wystarczy, ze sobie przypomne, jak mi kiedys (po 3 miesiacach braku kontaktu, bo nie przystapilam z nia do wojny z przypadkowa kobieta, ktora nam zajela stolik w kawiarni) powiedziala, ze sie mna brzydzi i ze stracila do mnie serce. Kiedys tez, na moja wypowiedz „zastanow sie, co robisz. Pomysl o rodzinie” odpowiedziala „to ja jestem rodzina!”.
              Naprawde, niech spierdala.

              Deli, ja jej dawalam pieniadze na utrzymanie. To nie bylo pomaganie, dokladanie kilkuset zlotych do niskiej pensji czy emerytury. Ja ja normalnie mialam na utrzymaniu. Wszystko: mieszkanie, odziez, wyzywienie, leczenie, rozrywki i cala reszta.
              Ja mam nieregularne dochody, nie wiem czy zarobie czy nie. I wkurwia mnie do nieprzytomnosci, ze mialabym dalej kazdego ostatniego dnia miesiaca kalendarzowego wysylac mamusi okragla sumke, bez wzgledu na to czy dla mnie samej wystarczy, czy sama bede miala na zycie.
              A co, jesli urodze dziecko? Tez mam najpierw dac mamusi, a potem dziecko nakarmic?

              O nie. Niech sie ogarnie i zatroszczy o to, o co wszyscy dorosli ludzie sie troszcza.

  2. A ludziom, których lepiej znam, mówię, że miałem skomplikowane (albo pokopane) dzieciństwo. Większość coś takiego to rozumie, bez wchodzenia w szczegóły. Bo więcej ludzi, niż się przypuszcza, nie pochodzi z „dobrych rodzin” 😉 Jak kogoś lepiej znam, to mówię, że miałem ojca psychopatę, czy coś. To ludzi mniej szokuje, niż by się wydawało. Ale wiadomo, nie mówię tego każdemu 😉

    • deli

      Lilka – rozumiem teraz lepiej Twoja sytuacje, przez blog mialam wrazenie ze Ty jestes etatowym pracownikiem, z pozycja jakas tam i stalym (leniwym dochodem) nienajnizszym z czego powiedzmy 20% odpalasz matce – tak to sobie wyobrazalam, i ze ta suma i ten odpis specjalnie Cie nie kosztuja (ani finansowo ani emocjonalnie). Co do calej reszty zgoda, ze Twoje potrzeby (w tym finansowe) to priorytet – Twoje i Twojej przyszlej rodziny (niekoniecznie maz + dziecko, moze wezmiesz sobie np. jeszcze wiecej psow i sasiadke na glowe – Twoj wybor), ale tutaj pelna zgoda.
      Rozumiem co czujesz mowiac, ze nie chcesz byc swiadkiem chamskich zachowan Twojej matki. Moj ojciec jest taki sam – wkurw nachodzi go nie wiadomo skad i gdzie, i to jest jak male dziecko ktore musi za przeproszeniem sie „wyrzygac”, a potem niech ktos (w domysle np. ja) posprzata jego balagan i nigdy wiecej bron boze mu o tym nie przypomina (bo robi sie agresywny), nie chce sie tutaj licytowac – ale jego „fochow” tez nie da sie zignorowac (tak jak normalnego czlowieka ktory wstal lewa noga i ma zly dzien), jego foch = to pozbycie sie zlych emocji przez rozladowanie na innych. Z takich hardcorow potrafil mi stanac na stope specjalnie (gdy ja siedzialam na kanapie) a on przechodzil obok, zeby pokazac ze dla niego nie istnieje i takie tam, na moj protest – ja wybuchalam (bo na agresje reagowalam agresja) „czy ci juz naprawde %^&*((” robil z siebie ofiare ze ja na niego napadlam, potrafil sie odwracac tylem do ludzi i podglasniac TV, jak skonczyl mowic itd. itp. – jak ostatnio niczym sie nie dalam sprowokowac, to zaatakowal mnie mowic wprost „ze jestem taka i owaka” – tyle ze zamasit klotni zareagowalam jednym zdaniem i osmieszylam jego, zrobilam big deal. Po co to znosze okazyjnie? Bo chyba lubie manifestowac od czasu do czasu swoja sile wzgldem niego – otwarcie go wysmiac i pokazac mu ‚a kuku’ – widzisz co masz na stare lata, to na co zaslugujesz i tyle mozesz mi zrobic przy czym on jest tylko pionkiem obecnie w mojej grze ktora tocze z sama soba. Przy czym to nie jest tak, ze ja zyje zeby mu robic na zlosc czy tez ze mam jakas obsesje na jego punkcie – absolutnie nie, jesli o cos mi chodzi to o upewnienie sie ze moge wszystko, staram sie go traktowac jako testera wlasnych reakcji i postepu, okazyjnie wciagam do tego innych ludzi (tak jak on wciagal mnie) i patrze jak mu mina rzednie – do perfekcji umiem odwracac kota ogonem i takie tam, a przede wszystkim lubie pokonywac swoj wlasny strach – nawet mi pomagaja te jego psychiczne odbicia bo bilans mi wychodzi na zero (gdy bylam dzieckiem to albo go nienawidzilam albo bylam brana na litosc ‚ze to dla mojego dobra’) a teraz z dystansu i lat i emocji widze go jako oblonkanca: jak mnie bierze na litosc to nie mam problemu z odmawianiem bo wystarczy ze sobie przypomne inne jego zachowanie – wiec bilans mi samoistnie wychodzi na zero (i mysle ze on wie). Poza tym to ogranianie jego w terazniejszosci to tak naprawde dla mnie tylko terning i rozgrzewka przed proba calkowitego pozbycia sie jego glosow w mojej glowie ktore mi tam zapuscil w dziecinstwie i to postrzegam jako moj ‚glowny ring’. Nikt nie jest az tak naiwny – nawet toksyczny rodzic – zeby nie zauwazyc ze ktos mu sie wymknal calkowiecie lub wymyka spod kontroli – ta forma jego obecnych ‚atakow’ jest minimalna i role sie troche odwracaja – wiem ze to czeste ze ludzie sie z ofiar przeistaczaja w katow i np. powielaja wzorce na swoich dzieciach, ja mysle ze jezeli mialbym na kims rozladowywac swoja zlosc to on jest najwlasciwsza osoba – i co by nie moiwic, czy to jest etyczne i grzeczne, czy nie – stety lub nie – dziala. Bo daje mi poczucie sily, na razie pozornej – ale od czegos musze zaczac. Nie zrozum mnie zle ja nie zyje po to zeby si mscic na ojcu ale nie widze tez powodu dlaczego skoro nadaza sie okazja nie mialabym sobie pofolgowac – akurat na nim.

      Ty rzeczywiscie piszesz teraz spokojniej – ja po prostu czasem zapominam ze blog to wycinek Twojego zycia, a nie calosc, stad jak masz dwa kilka tygodni normalnego fajnego zycia i nic takiego nie piszesz to o tym zapominam ze to sie liczy tylko im plus.
      Dobra koncze oficjlanie ten offtopic o wlasnej osobie. dzieki.

      • Myślę, że każde z nas jest w innej sytuacji. Po co pracować nad „wewnętrznym dzieckiem”, czy swoją przeszłością, jeśli się nie ma z tego powodu kłopotów, czy nie widzi w tym sensu? Z tym się zgadzam.
        „Ja duza czesc swoich emocji poskladalam – ale agresja mi zostala, bo byla latami tlumiona i nie umiem z abardzo jej z siebie wydalic, w nieszkodliwy sposob – a bardzo chce, bo inaczej jak stan zapalny naroni mi szkod wewnatrz.”
        Nie chodzi chyba o to, żeby żyć przeszłością, bo praca nad przeszłością nie wyklucza istnienia w teraźniejszości. Można to robić parę razy w tygodniu, czy kwadrans na dzień, czy coś. Ja kieruję się teorią, że uczucia z przeszłości są zapamiętane, ale trochę pogubione w głowie i jak się je umie uporządkować, to wtedy nie wyskakują one wtedy, gdy nie trzeba, ale są związane z przeżyciami z przeszłości. Wiadomo, nie po to są schowane, często głęboko, pod paroma warstwami, czasami, żeby je można było łatwo odkryć 😉 To warstwy niejako ochronne i trzeba pracy, żeby się przez nie przebić. Ja też na początku miałem problemy z „poczuciem”.
        Ale, wiadomo, każdy jest trochę inny i może by Ci praca nad wewnętrznym dzieckiem nic nie przyniosła. Dla mnie była i jest to jedna z metod, które stosuję.
        Co do tego, czy Lilka płaci swojej matce, czy nie, to pewnie jesteś innego zdania niż ja, bo jesteś związana z rodzicami, jak piszesz, istnieją zależności. Dla mnie jest to trochę jak ze związkiem, trzeba czasami energii, żeby go zakończyć i boli to, ale czasami wie się, że tak jest lepiej. Wiadomo, co wie się na 100%? 😉 Ale jak mąż leje żonę, obiecując poprawę za każdym razem, przez parę lat, to kiedyś trzeba sobie powiedzieć, że to koniec 😉
        Lilka ma dosyć kontaktu ze swoją matką, najwidoczniej potrzebuje tego dystansu, który udało jej się stworzyć i jak sama pisze, chyba jej to dobrze robi 🙂
        U Ciebie Deli, mam wrażenie, że Twój kontakt z rodzicami nie jest idealny 😉 i ojciec jest kimś w rodzaju świętej krowy. Ciekawe, jak zachowuje się w stosunku do Twojej matki, czy Twojego rodzeństwa. Twój ojciec ma najwyraźniej ataki agresji, ciekawe, czym spowodowane. Mnie zawsze interesuje, skąd się u ludzi coś takiego bierze. Ojciec alkoholik, czy brutalny, czy jakieś inne rzeczy. Pamiętasz swojego dziadka, czy babcię?
        Ten blog rzeczywiście coraz bardziej off topic 😉

      • A ja lubie takie offtopiki 🙂

  3. deli

    No , ok – skoro macie ochote na taki offtopik..
    Postaram sie krotko i zwiezle i w miare obiektywnie (choc nie wierze w obiektywne opinie). A wiec – Yellowish masz duzo racji w tym co piszesz. Moj kontakt z rodzicami nie jest idealny (inaczej by mnie tutaj nie bylo i nie bedzie bo oni sa toksyczni) – pytanie tez czy ja daze do idealnego? Moim zdaniem nie, daze do zadowalajacego i realizujacego moje obecne potrzeby.
    Gdzies tutaj padlo okreslenie, ze ja mam powiazania z rodzicami – zle sie wyrazilam, jestem od nich niezalezna finansowo i zyciowo i nie funkcjonujemy w zadnej wspolnocie czy cos, nie robie z nimi zadnych deali (bo nie chce byc pozniej szantazowana) i w decyzjach opieram sie na wnioskach z przeszlosci, nie ma tak ze w kolko i kolko daje im kolejna sznase (w pewnych kwestiach). Mam grono znajomych ktorych lubie i roznym rekreacjom razem sie oddajemy – i nie mam ochoty tego zmieniac, a kontakt z rodzicami jest mi troche potrzebny i do tego ze nie mam teraz ochoty rozbijac pewnych wygodnie dla mnie funkcjonujacych struktur i robic wielki ‚coming out’ i nastpenie (wzorem jednych z ksiazek) dzielic znajomych na prawdziwych przyjaciol i takich co to nie moga zniesc moich historii z dziecinstwa zmuszajac ich do odsuniecia, nie chce ludzi stawiac przed zadnymi wyborami – oczywiscie mniej wiecej wiedza, ze cos jest nie tak – ale granica moich kontaktow z ludzmi nie moze przebiegac wzdluz linii wyznaczonej rodzicami/moja sytuacja z nimi – bo ja tego zwyczajnie nie chce. Uwazam, ze bylaby to zbyt wielka ofiara z mojej strony.
    Co do mojego ojca – to nakresle ‚zaslyszany’ obraz na jego temat (nie do konca moj) – to nie jest typowy ‚toksyczny zbrodniarz’ na zasadzie na zewnatrz ‚maz stanu’, czlowiek o nieskazitelnej opinii a w domu horror – nie jest taki ale duzo z tego ma. Na pierwszy rzut oka to bardzo mily facet z sasiedztwa, blysnie dowcipem jak i polotem, majacy szerokie zainteresowania itd. – no taka pozorna dusza towarzystwa ktora traci przy blizszym poznaniu…
    Nie jest alkoholikiem, ma doktorat z bardzo waskiej dziedziny nauki (nie-humnistycznej), prace i bywa dzialaczem, nie jest wplywowy. Zrujnowal podobnie – jak matka Lilki – kontakty z cala najblizsza rodzina, te same schematy, te same nieraz sytuacje tylko inni ludzie (wzajmnie nieznajacy sie bo rodzina z dwoch stron) a reagujacy tak samo – co go utwierdza ze ma do czynienia cyt ‚wylacznie z wariatami”.
    Jak bym miala go okreslic pierwszym przymiotnikiem – to byloby to slowo – podly (i mowie to calkowicie bez emocji), moj ojciec jest podly, msciwy a do tego bywa agresywny (niefizycznie), wszystkie inne przymiotniki wstawilabym dalej/ jako mniej istotne.
    On dazy do konfliktu i konfrontacji, czasem mialam wrazenie (i nie tylko ja) ze „pokonywanie’ drugiej osoby (doprowadzanie jej do zalamania, czy tez zwyklego placzu) pobudza go i przynosi mu ulge, na pewno prostym wytlumaczeniem jest to ze schodzi z niego napiecie. Tak jak juz pisalam to sie zawsze musi wydarzyc bo on inaczej nie umie sobie radzic z wlasnymi negatywnymi emocjami (ktorych istnienia nie jest swiadomy) – prawdopodobnie powtarza schemat ktorego sam byl ofiara, ale to nieistotne (na tym etapie stany emocjonalne jego mnie w ogole nie intersuja, jedynie na czym sie skupiam to rodzaj i wybor interakcji z nim, to czy jest sfrustrowany czy zagubiony czy bardo chory to mi troche obecnie juz wisi).
    Cale swoje nastoletnie lata zastanawialam sie dlaczego on taki jest, ewentualnie jak to zmienic – dzis wiem ze jest chory psychicznie i nie czuje juz potrzeby poszukiwania skad to sie dokladnie wzielo, bo wiele ta wiedza dzisiaj w moim zyciu nie zmienia, a jego zycie to teraz jego sprawa i nie chce na to tracic czasu. Przypuszaczam choc twardych dowodow nie mam, ze wyniosl to ze swojego domu, od swojego ojca (dziadek zmarl gdy bylam malym dzieckiem a babcia byla osoba pozbawiana agresji a wrecz ulegla, nigdy sie o nic z nikim nie klocila). Biore oczywiscie poprawke, ze w latach 50-tych ludzie mieli inne zmartwienia na glowie i ze system PRLu promowal pewne wartosci – ale nie zamierzam popadac w obsesje, w koncu nie wszyscy ktorych rodzice wychowali sie w takich okolicznosciach maja takie problemy.
    Poniewaz nie mam rodzenstwa od najmlodszych lat uderzalam o sciane – dwojga doroslych (zaraz napisze o mojej mamie), ktorzy prawie zawsze przekabacali mnie ostatecznie na swoja strone, wmawiali mi ze mi sie tylko ‚zle wydaje’ i nic zlego sie nie dzieje, albo ze to moja wina ze jestem nadwrazliwa i rozhisteryzowana. Pobudka byl dla mnie okres dojrzewania kiedy zauwazylam, ze otoczenie tez ma z nim problemy – najblizsza rodzina, bo na polu zawodowym w przejrzystych strukturach moj ojciec radzil sobie dobrze, w relacjach opartych na emocjach – zawalal sie, stosowal bardzo prosta taktyke uderze pierwszy zanim mnie zaatakuja itd. Mial wszystkie ‚przypadlosci’ – swiat widzial w krzywym zwierciadle ktore agresywnie i mi narzucal. Pomimo, ze jesli chodzi o wiedze jako taka jest osoba nieprzecietnie lotna bylam swiadkiem sytuacji gdy w biurze podrozy – gdy pani sprzedawala im wycieczke i uzyla niefortunnie slowa ze biuro chetnie ‚pomoze’ im – w usmiechem wciagnal pania w spirale w dol, zakonczylo sie to wielka awantura w ktorej moj ojciec ‚udowdnial’ pani z biura ze ona w istocie nie jest ukierunkowana na „pomaganie’ tylko na ze – uwaga!!! – biuro na nich zarobi/wezmie marze!!! (to jest przyklad krzywego zwierciadla cos ala przyklad Lilki i wojny jej matki z przypadkowa kobieta o wolny stolik). Zmierzam do tego, ze srednio rozgranieta osoba rozumie na tyle prawa ekonomii – moj ojciec tez je rozumie, ale ze on zywi sie bodzacmi to postanawia wypowiedziec wojne wszystkiemu i wszytskim – wie ze to wiaze sie z konfliktem – ale konflikt to jego srodowisko naturalne, czasem mysle ze jego jego mozg jest wowczas tak pobudzany jak podczas oragazmu.
    Na ofiary wybiera sobie zwykle osoby slabe w tym klasyczne kopanie lezacego – skaknie ludziom do gardla na pogrzebach kiedy maja nizsza odpornosc na stres itp. (wlasne dziecko to chyba byla wymarzona sytuacja jesli chodzi o mozliwosc wyzywania sie i niewspolmiernie niskie konsekwencje), czesciej atakowal kobiety z grona bliskich osob – dlatego ze kobiety sa bardziej skolnne do wybuchu emocji, placzu itd. – facet w nerwach krotko mowiac moze dac mu w ryja, a az tak glupi to on nie jest.
    Tak wiec skonfliktowal sie absolutnie w ohydny sposob ze wszystkimi ciotkami – obrazal je okropnie jednej (tylko dlatego ze nie chciala sie przylaczyc do jego wojenki/miala inne zdanie) zupelnie od czapy wypomnial ze byla zdradzona (byla i bardzo to przezyla) i polaczyl to z zupelnie niezwiazana sprawe w ktorej ciotka miala inne zdanie. (tak skrajnych przykladow jest kilka w mojej rodzinie, w sensie osob ktorym moj ojciec pojechal po bandzie, zdolny jest do wszystkiego jesli chodzi o przemoc werbalna, nie ma zadnych granic przyzwoitosci, jedna z osob nim skonfliktowana popelnila samobojstwo – nie twierdze ze z tego powodu, ale na pewno swoja ciegielke dolozyl). Nic go bardziej nie rozsierdza niz bycie pominietym czy spadek kontroli nad dana sytuacja, a wiec klasyka frustratow z niska samoocena.
    Po czym sie na te wszystkie osoby poobrazal, ze zostal tak potraktowany – potrafil po takiej awanturze zadzwonic do ciotki i pod jakims pretekstem zazadal spotkania (oczywiscie wykrecila sie z niego chcac oszczedzic sobie kolejnych nerwow) – a on popadl w szal ze go tak potraktowala itd.
    Mysle, ze bardzo chial popasc w ten szal – bo znowu konflikt go pobudza.
    Wiec tak Yellowish masz racje on ma status swietej krowy – bo naprawde wariatom lepiej przytakiwac, niz sobie z nimi szarpac nerwy, ja sie nie dziwie ze te ciotki wola sie przemeczyc w jego towarzystwie raz na ruski rok przez 2h, a potem posmiac za plecami niz wchodzic w jakies otwarte konflikty, brac odwet, a najgorzej „wyjasniac” – najlpiej jest olac dla wlasnego sw., spokoju. Tyle, ze ja mialam tego pecha ze w przeciwienstwie do rodziny musialam z tym czlowiekiem zyc i byc uzalezniona od jego torpedycznych humorow 24h na dobe, zawsze gotowa do obrony na atak (w ciaglym napieciu itd.). Wiec przebudzilam sie kiedy zobaczylam ze najblizsze otoczenie + znajomi maja takie same problemy z nim, i nawet od osob ktore nie znaja sie miedzy soba – zaczely do mnie docierac te same opinie na jego temat, te same spostrzezenia… Moje dzis dorosle kuzynki (mniej wiecej rowiesniczki – im tez sie oberwalo, jak ciotkom) uswiadomily mi gdy dorastalam ze nic mi sie nie wydawalo ze mam ojca -potwora, ze on w istocie taki jest.
    Natomiast rola mojej matki , hm….. Ona kiedys bardzo ostro mu sie przeciwstawiala i walczyla o siebie jak i o mnie (co oczywiscie szybko ja wyczerpalo) i doszla do momentu kiedy nie chciala juz z nim byc, wtedy on zajarzyl ze bardziej mu sie oplaca wyzywac na mnie niz na niej, do rozstania nie doszlo bo ulgla presji spolecznej (na zewnatrz tego nie widac, ojciec dbal w nie-emocjonalnych aspektach o rodzine). Ja mam taka teorie, ze z wariatem nie da sie zyc – trzeba odejsc albo sie poddac, i moja matka z biegiem lat mu sie poddala – i od ktoregos momentu robi mu ciagle dobrze, stala sie jakby nim (choc mocno temu zparzecza) on ja napuszcza teraz na innych jak bulteriera;/ Sam umywajac raczki – zeby nie mozna mu bylo zarzutow wprost postawic, moja matka (choc po cichu to przyplaca wlasna jakas depresjo-frustracja, ale martwic sie nie bede jest dorosla i niech sie sama o siebie martwi) dala mu sie omotac calkowicie, on w zamian zbudowal jej taki obraz jak to ja ogromnie kocha i ze „to zly swiat ich ciagle atakuje’ i wciagnal ja do swojego krolestwa czarnej rozpaczy – ten „zly swiat” najczesciej ma moja twarz bo jestem osoba pierwszego kontaktu ktora otwarcie (glownie matce) bo z nim to na powaznie juz od dawna nie gadam – smieje sie w twarz i mowi ze to wszystko jeden wielki ‚bullshit’. Mama tez budowala sobie obraz idealnej rodzinki ktorego jak lwica ostatno broni;-) i klasycznie zamiata problemy pod dywan, przyparta do muru – reaguje klamstwem albo agresja. Gdy jej kiedys powiedzialam ze inni ludzie mysla podobnie zle o ojcu i ze ona jest jedyna osoba (ona uwaza ze ojciec jest powszechnie akceptowany choc wie ze jest inaczej, takie klasyczne wyparcie, sama wiele lez przez niego wylewala – w tym rowniez do mnie) – to reaguje agresja pod adresem tychze ludzi – jak jej mowie przeciez dobrze wiesz ze on jest w stalym konflikcie z halinka, franiem a nawet ziutkiem – to matka odpowieda: o nich mi nie mow bo ta halinka, franek i ziutek maja swoje a uszami (w innej dziedzinie), ok, mamo – zobacz: zdzichu, stasia i leszek tez maja taki problem z nim – ona na to: a bo ty nie wiesz ze oni to sa tacy i tacy;/ i tak w kolko, oczywsicie ja juz tego nie robie na serio – tylko raczej pol-zartem.
    Ona troche teraz przejela moja role w zaspokajaniu jego humorkow, lagodzeniu konfliktow, wyczuwaniu jakby mu robic dobrze na zapas, zmuszania innch zeby posprzatali jak on nabrudzil itd. itp. – z tym ze on wzgldem niej nie stosuje zadnej agersji werbalnej, tylko manipulacje – na co matka jest bardzo podatna. Ona jest szczesliwa tylko wtedy gdy on jest szczesliwy w skrocie, a ze ja sie calkowiecie jemu sprzeciwilam to bywa ze ma do mnie niekonczace sie pretensje.Mysle, tez ze on w zamian spuscil z otwartej agresji wzgledem niej samej.
    Rozjasnilam sprawe? any questions?;-)

  4. O Jezuniu, Twój tatuś jest moją mamusią 😉
    A ja byłam jak Twoja matka – do stycznia 2011.

    • deli

      Takie tez mialam wrazenie gdy pierwszy raz przeczytalam Twojego bloga, tylko az trudno mi bylo zrozumiec ze Ty mas taka matka, nie ojca, mysle, ze to kwestia mojego przyzwyczajenia.
      Moja matka z kolei przejela moja role (odkad sie odseparowalam zyciowo od nich), moze raczej prejela te kwestie wyczuwania humorkow itd. (to wiesz jakby chipa pod skore wsadzic) natomiast wczesniej to bylo tylko moje zadanie – podobnie jak Twoje.

Dodaj komentarz